poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 3- Wiedziałam, że szczęście nie jest po mojej stronie...



Leniwie otworzyłam oczy, sięgnęłam po telefon, który leżał na podłodze obok łózka. Spojrzałam na godzinę. Była 11:07. Przeżyłam szok, ponieważ jestem rannym ptaszkiem- jak to mówi moja babcia. Szybko wstałam, wyciągnęłam z walizki ciuchy i jak najszybciej włożyłam je na siebie. Poszłam do łazienki z myślą, że muszę dzisiaj rozpakować walizkę pełną ubrań i kosmetyków. Umyłam zęby i twarz. Chwyciłam za szczotkę i zaczęłam rozczesywać swoje skudlone włosy.
Po odświeżeniu się zeszłam na dół po krętych schodach. Zaglądałam do pokoi, lecz nikogo tam nie zastałam. Poszłam do kuchni, wyjęłam wszystkie składniki i zaczęłam smażyć naleśniki. Kątem oka spostrzegłam białą karteczkę położoną na blacie kuchennym. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać na głos.

Dzień dobry, Smiley. Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Poszłam do przyjaciół. Takie małe spotkanie. Później wejdę jeszcze do sklepu na małe zakupy i wracam do domu. Kocham Cię.

Całusy. Babcia.



Uśmiechnęłam się pod nosem po czym zgniotłam karteczkę i wrzuciłam do kosza na śmieci, znajdującego się pod zlewem w szafeczce. Zabrałam się za jedzenie naleśników z dżemem.
Nagle rozległo się głośne pukanie. Ruszyłam w kierunku drzwi, wycierając ręką usta. W drzwiach stał Christopher. Podszedł do mnie i przytulił mnie tak mocno, jakby nie widział mnie parę lat.
-Chris, zaraz zwymiotuję.-pisnęłam. Christopher zaczął się śmiać i puścił mnie.-Dziękuję.-wydyszałam odsuwając się troszkę.
-Proszę.-znów posłał mi ten swój zabójczy uśmiech.- Wpuścisz mnie do środka, czy sobie tutaj postoimy?-spytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Chodź.-wskazałam ręką wnętrze domu i odsunęłam się, aby ułatwić mu wejście do środka.(Ułatwić, bo jakbym się nie odsunęła to pewnie zrobiłby to za mnie)
Christopher usiadł na kanapie a ja poszłam po talerz z letnimi już naleśnikami. Dosiadłam się do niego a on rzucił się na cudeńka (naleśniki). Ja zachichotałam i włączyłam telewizor. Puściłam Ekipę z New Jersey na MTV i zamiast oglądać to przyglądałam się Chrisowi, który pożerał naleśniory.
-A tak właściwie to po co przyszedłeś?- zapytałam głodomorka.-Zjeść moje śniadanko?-spytałam rozbawiona.
-Zaprosić cię na impre i sorka nie zdążyłem w domu nic zjeść.- powiedział z pełnymi ustami. Przy okazji mnie opluł. Zaczęłam się drzeć jak opętana, nie znoszę takiego braku kultury.
-Nie Uczyli Cię W Domu, Że Nie Mówi Się Z Pełnymi Ustami?!!- On przełknął i znów zabójczo się do mnie uśmiechnął. Od razu przestałam się złościć. Kurcze ten jego uśmiech to taka tajna broń. No nic. Wytarłam ręką policzek(tam mnie opluł -,-)i kontynuowałam:
-O której?- spytałam.-Nie mów, poczekam aż przełkniesz, bo znowu mnie oplujesz.- dodałam szybko, widząc, że bierze kolejnego gryza(jeśli wepchnięciem do buzi całego naleśnika można nazwać gryzem to to był gryz ^^)
-O wpół do ósmej.-powiedział z pustą(chwilowo -,-) buzią.-To co wpadniesz?-spytał robiąc maślane oczka.-Proszęproszęproszęproszę.- mówił tak szybko, że zlało się to w jedno słowo.-A tak w ogóle to, to jest w domu mojego kolegi.-powiedział.-Prześlę ci adres esem.
-Może wpadnę.-odparłam obojętnie, nie miałam ochoty na imprezy, dopiero co się tu wprowadziłam, poza tym po alkoholu nieźle świruję, a i najważniejsza rzecz: Nie Miałam Się W Co Ubrać!
-No błagam! Poznasz mnóstwo fajnych ludzi, potańczysz, pośpiewasz, wyluzujesz się trochę.- wymieniał między kęsami.
-Może wpadnę.- powtórzyłam ostrzejszym tonem, nie lubię jak ktoś mnie namawia na co w cale nie mam ochoty.
-Okej, okej tylko mnie nie pobij.- wystawił mi język, wziął już pusty talerz i oznajmił, że chce mnie widzieć o wpół do ósmej na imprezie. Ja rzuciłam w niego poduszką, oczywiście gdy już odstawił talerz. I o to tak zaczęła się wojna(xd). Po dziesięciu minutach bitwy przyszedł czas na łaskotki. Oczywiście przegrałam, Chris siedział na mnie i 'gilgał' mnie. Ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Błagałam go, żeby przestał, ale nie reagował. Dopiero ustąpił jak zaczęłam mu wmawiać, że to mnie boli. Oczywiście żartowałam. Gdy ze mnie zszedł i dał spokój powiedział, że już na serio musi iść. Ogarnęłam salon i zrobiłam sobie kanapkę z szynką, bo moje naleśniczki ktoś zjadł, szybko ją zjadłam i poszłam do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem. Wskazywał godzinę 12:12. Ooo ktoś mnie kocha. Zachichotałam pod nosem i zabrałam się za rozpakowywanie walizek.
Miałam do dyspozycji całą szafę. Starałam się nie rozwalić poskładanych rzeczy, które wyjmowałam z torby, przy okazji przeglądałam ciuchy. Tak jak myślałam, nie miałam się w co ubrać.
Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, na dole. Szybko zbiegłam na dół. Ujrzałam moją babcię obładowaną zakupami.
-Cześć, babuniu.-ucałowałam ją w policzek.- Miałaś iść na małe zakupy.- wzięłam większą część reklamówek od babci i zachichotałam.
-Raz trzeba było zrobić porządne zakupy, kochanie.- powiedziała, gdy szłyśmy do kuchni odłożyć siatki. Położyłam zakupy i oznajmiłam, że idę do końca rozpakować walizkę.
Wrzucałam poskładane wcześniej ciuchy do szafy, gdy nagle między swetrami(w walizce) znalazłam zdjęcie, które zrobiłam sobie z moją najlepszą koleżanką, może byłaby moją przyjaciółką, ale znałyśmy się niecałe trzy miesiące i do końca się nie poznałyśmy. Olivia przeprowadziła się z Londynu do Polski i niedługo miała znów wracać do swojego miasta. Co za dziwny zbieg zdarzeń, ona przyjechała z Londynu do Polski a ja wyjechałam z Polski do Londynu. Szczęście nigdy nie było po mojej stronie. Postanowiłam do niej zadzwonić. Miałam nadzieję, że nie zmieniła numeru. Wybrałam numer i usłyszałam pierwszy sygnał..trzeci, czwarty.. .
O:Halo? Smiley?!-tak za nią tęskniłam...nie mogłam z siebie wydobyć słowa.
S:Hej-zdołałam wykrztusić. Myliłam się, to była, a może raczej jest moja przyjaciółka. Na koleżankę, nawet najlepszą tak bym nie zareagowała.
O:Halo, jesteś tam? Smiley??!
S:Tak jestem, przepraszam. Stęskniłam się za tobą!-zaczęłam szlochać, w słuchawce usłyszałam płacz.
S:Nie płacz, Liv.
O:Ja też za tobą tęskni Smil..- opanowała się na tyle, żę zrozumiałam co do mnie powiedziała.
O:Co u ciebie?-spytała pociągając nosem.
S:Jestem już w Londynie, zamieszkałam z babcią Mary i coś mi się zdaje, że będzie tu wpadał taki jeden śliczny głodomor.
O:Uuuu no to nieźle, kochanie.- wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się do słuchawki.
S:Czemu nie dzwoniłaś? Znudziłam Ci się już?- spytałam śmiejąc się pogodnie.
O:Nie, pomyślałam, że chcesz na razie odpocząć i jak będziesz chciała to zadzwonisz. Przecież wiesz, że cię kocham, nie znudziłabyś mi się.
S:No ja myślę.- Cmoknęłam do telefonu i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
O:Muszę kończyć, szykuję się na.....-Nie zdążyła powiedzieć, telefon mi padł. Zaklęłam pod nosem i zaczęłam poszukiwania ładowarki.Nigdzie nie mogłam znaleźć,walizka, wszystkie szafki. No trudno, to się nazywa złośliwość rzeczy martwych.
Liv poprawiła mi humor, zdecydowałam się iść na imprezę, ale najpierw wpadnę do jakiejś galerii handlowej po kieckę.
Wyciągnęłam z kieszonki w walizce pieniądze i zbiegłam na dół. Będę musiała wstąpić jeszcze do kantoru wymienić pieniądze.
-Babciu mogę iść na imprezę do Chrisa i jego przyjaciół, prawda?-spytałam robiąc oczy kota ze Shreka
-Tak, córciu.-po tych słowach zrobiło mi się ciepło na sercu-córciu. Jedno głupie słowo a tak cieszy.
-Dziękuję.- ucałowałam ją w zmarszczone czoło.-To ja lecę do sklepu po jakąś sukienkę, bo kompletnie nic nie mam.-powiedziałam szykując się do wyjścia i wkładając trampki. Już miałam wychodzić, lecz babcia mnie zatrzymała.
-Kochanie, czekaj dam ci pieniążki.- powiedziała wyciągając z portfela banknot.
-Babciu mam swoje, nie trzeba.- Bardzo nie lubiłam brać od kogoś pieniędzy czy prezentów. Zawsze odmawiałam, chyba, że było koniecznością przyjęcia podarunku.
-Trzeba, trzeba. No idź już!-powiedziała i posłała mi ciepły uśmiech. Wyjęła portfel z mojej torebki i włożyła do niego pieniądze.
-Kocham cię, babciu.-posłałam jej całusa i wyszłam.
Szłam londyńskimi uliczkami, w uszach miałam słuchawki a na oczach okulary przeciwsłoneczne. Mijałam jakieś targowisko. Na jednym ze straganów kupiłam mapę Londynu, nie miałam zamiaru błąkać się w poszukiwaniu centrum handlowego. Szłam zapatrzona w mapę, gdy wpadłam na kogoś. Uderzyłam głową o asfalt. Przed oczami miałam ciemność..




-Nic ci ni jest?- spytał oschle jakiś mężczyzna, a raczej chłopak z farbowanymi, blond włosami. Wyglądał jak jakiś pajac.
-Nie, chyba nie.- odpowiedziałam trochę zmieszana. Podał mi rękę, uchwyciłam ją i podciągnęłam się. Od razu zawyłam z bólu i chwyciłam się za głowę. Spojrzałam na rękę chciałam zobaczyć czy jest na niej krew. Na szczęście nie ujrzałam szkarłatu na swojej dłoni.
-Jak będziesz chciała iść do szpitala, to... masz mapkę.- wskazał na mapę, leżącą na chodniku, zaśmiał się i odszedł.
-Co za palant.-mruknęłam pod nosem i otrzepałam spodenki.
-Mówiłaś coś?- odwrócił się i spytał ze zmrużonymi oczami.
-Nie,nic...oprócz tego, że jesteś farbowanym palantem, który myśli, że jest fajny, bo ma krzywe zęby.- odpowiedziałam.-To pa.- grzecznie się pożegnałam, uśmiechnęłam się sztucznie i wyminęłam go. Podniosłam mapkę i ruszyłam w kierunku nieznanego mi centrum handlowego. Spojrzałam przez ramię na chłopaka, stał tam, chyba nie dowierzając, że ktoś mógłby powiedzieć mu coś takiego. Nagle otrząsł się i podbiegł w kierunku mojej osoby.
-Mogłaś na mnie nie wpadać.- dorzucił zaciskając zęby.
-Mogłeś nie stać na środku chodnika.-powiedziałam nie tracąc spokoju.- A teraz do widzenia, mam ciekawsze sprawy na głowie, niż użeranie się z jakimś chamskim typem.- Jeszcze raz zmierzył mnie wzrokiem, po czym udał się w nieznanym mi bliżej kierunku. Głowa jeszcze troszkę mnie bolała, więc szłam wolno, jak najdalej od głośnych przechodniów.

Przede mną wyrosło wielkie centrum handlowe, do którego chciałam się dostać. Tylko weszłam do środka i już znalazłam się w przymierzalni. Po męczącej godzinie zdecydowałam się na sukienkę przed kolano w kolorowe kwiatki i czarne buty na koturnie.
Wyszłam szybko ze sklepu i powędrowałam do wyjścia.
Po niecałych piętnastu minutach stałam przed drzwiami mojego domu. Weszłam do środka, babci nie było. Znów zostawiła mi karteczkę na blacie.
Kochanie wyjechałam na pare dni do siostry. Przeziębiła się, gorączkuje, zaopiekuję się nią, dopóki nie wyzdrowieje.

Całusy. Babcia.



Odłożyłam karteczkę na blat i poszłam do mojego pokoju przyszykować się na imprezę. Zaczęłam od odświeżenia się. Wzięłam prysznic, umyłam głowę i zęby. Zmyłam makijaż, który miałam na sobie, gdy szłam po kieckę. Włosy zawinęłam w turban.
Odpaliłam laptopa i zaczęłam szukać jakiegoś ładne, delikatnego makijażu. Spodobał mi się jeden: 'kocie kreski' na powiece i błyszczyk na ustach.
Wzięłam się za suszenie włosów, gdy były już suche zrobiłam sobie lekkie fale. Później zrobiłam makijaż, który wcześniej chciałam. Włożyłam moją śliczną sukieneczkę i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek 17:12. Miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam zejść na dół i pooglądać telewizję. Bardzo ciekawe zajęcie..na prawdę polecam -,-
Włączyłam jakiś film na dvd i po pewnym czasie usnęłam. Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko zerwałam się i pobiegłam otworzyć drzwi. Oczywiście stał tam Chris. Wyglądał fajnie, ale nie będę opisywać, bo na prawdę nie znam się na męskich ciuchach.
Pobiegłam do mojego pokoju.
-Zaraz wracam!- krzyknęłam, gdy byłam w swoim pokoju i poprawiałam makijaż. Założyłam buty i przejrzałam się w lustrze. Powiedzmy, że wyglądałam nieźle, oprócz odgniecenia od poduszki na policzku, na szczęście to zaraz zniknie.
Zeszłam na dół.
-Wow. Ślicznie wyglądasz.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Ty też nieźle.- uśmiechnęłam się do niego najlepiej jak umiałam. Chwyciłam za torebkę, wyjęłam z niej klucze i wyszłam, gdy zamknęłam drzwi włożyłam klucze do torebki i wsiadłam do auta. Chris włączył radio i zaczęliśmy śpiewać. Dojechaliśmy w niecałe dziesięć minut.
Stanęłam przed wielkim domem z basenem. Po prostu jedno wielki WOW. Stałam tam gapiąc się na budynek, gdy nagle Chris pociągnął mnie lekko za dłoń w kierunku drzwi. Usłyszałam dosyć głośną, dyskotekową muzykę. Chris bez pukania otworzył drzwi, z resztą i tak nikt by nie słyszał pukania.
Zaczęłam się przepychać przez pokój pełen tańczących(spoconych) ludzi. Znalazłam się w kuchni. Postanowiłam nalać sobie soku, który leżał na blacie. Obok soku stały dwie czyste szklanki, wzięłam jedną z nich i nalałam sobie napoju. Wzięłam łyk i nagle ktoś wpadł do kuchni. Był to ten debil, na którego wpadłam, gdy szłam do centrum.
-Co ty tu robisz?!- wykrzyknął, chcąc przebić muzykę.
-Przyszłam z kolegą, ale zobaczyłam cię i już mam ochotę wyjść.- przewróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie jego kpiący ton głosu.
-To wyjdź, raczej nikt nie będzie tęsknił.- powiedział farbowany.
-Albo nie...zostanę i będziesz musiał mnie znosić cały wieczór.- powiedziałam sztucznie się śmiejąc.-W ogóle to koleś, który to zorganizował, był trzeźwy jak cię zapraszał?- spytałam robiąc niewinne oczka.
-To ja robię tą imprezę.- wysyczał.- I w każdej chwili mogę cię wyrzucić.
-Proszę bardzo, wychodzę.- powiedziałam i wyszłam z kuchni. Chciałam już wyjść z domu,ale.. Nagle ktoś złapał mnie za rękę-Chris.
-Idziesz?-spytał ze zdziwioną miną.-Przecież dopiero przyszłaś. Nie, nie, nie, nigdzie nie pójdziesz.-I zabrał mnie na 'scenę'.
Przetańczyliśmy trzecią piosenkę. Chris spytał czy chcę poznać jego przyjaciela. Ja pokiwałam głową na tak. Usiedliśmy na kanapie, która stała w rogu pokoju. Chris podał mi drinka. Wyjął z kieszeni spodni telefon i napisał sms-a do kolegi.
Na moje nieszczęście koło nas stanął farbowany. Ja mam dzisiaj mega pecha.-pomyślałam.
-Co chcesz palancie?- spytałam popijając procenty.
-Na pewno nic od ciebie żmijo.- Powiedział i wepchnął się pomiędzy mnie a Christophera.
-Zaraz, zaraz to wy się znacie?- jeszcze bardziej się zdziwił.
-Niestety tak.- powiedziałam.
-No nieważne. Co chciałeś stary, napisałeś mi eske, że ma przyjść. Miałeś mi przedstawić jakąś laskę.- Pociągnęłam następny łyk i od razu tego pożałowałam. Zaczęłam się krztusić.
-Ej mała lepiej nie pij, nie służy ci to.-powiedział.-Jeszcze się nam udusisz. A tego nie chcemy..albo.
-TO ON JEST TYM TWOIM CHOLERNYM PRZYJACIELEM?!!-wydarłam się tak, że słyszeli mnie chyba wszyscy.
-TO JĄ CHCIAŁEŚ MI PRZEDSTAWIĆ?!!- jego też słyszeli wszyscy obecni.
-Tak. Smiley-Niall. Niall-Smiley.
-Pff..Smiley bardziej oryginalnej ksywy nie miałaś?-prychnął pod nosem. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
'Smiley' tak mówiła na mnie mama, bo zawsze, uśmiechałam się na jej widok. Miałam ochotę się poryczeć na wspomnienie o mamie. Nie! Musiałam być silna i nie płakać, przez jakiegoś palanta.
-A ty?! Farbowany blondyn, który ma wszystko w dupie i udaje idiotę,... albo nie udaje.
Po tych słowach wybiegłam z domu i poszłam do parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam myśleć..o wszystkim. Ktoś dotknął moich ramion, myślałam, że to Chris, ale ten ktoś pachniał inaczej, po prostu śmierdział. Nagle odchylił mnie do tyłu i ....



_______________________________________________________________
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM! Miałam dodać rozdział ponad tydzień temu :C
Ale za to jest troszkę dłuższy ;*
Niestety jeśli nie będzie przynajmniej 6 KOMENTARZY to usuwam bloga :( Więc jeśli chcecie, aby blog nadal istniał KOMENTUJCIE!. ;D


6 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !
    masz zajebistego tego bloga <3
    czekam na więcejwięcejwięcejwięcej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie możesz skasować tego bloga, jest cudowny bardzo mi się podoba, więc ludzie piszcie komntarze:) rozdział jest boski nie wiem dlaczego ale w pewien sposób podoba mi sie sprzeczka Nialla i Smiley:) hmm czyżby kto sie czubi ten sie lubi xd kochana czekam na kolejny:) i mam nadzieje że przekonaja sie do siebie nawzajem:D
    zajebiste<3:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie usuwaj bloga pliss.;DD
    'to co piszesz jest świetne .;*

    OdpowiedzUsuń
  4. nie to żeby coś ale ja ci niee pozwaaalaam tego usuwać ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. o sieemaa ! <3 kolezanka mi dopiero dzisiaj wyslala liste blogow ktore czyta i dopiero teraz na niego trafilam ale jak zobaczylam tą straszna notke to stwierdzilam ze nie moge dopuscic do tego zeby ten blog sie skonczyl ;D ps.niech sie jeszcze troche pokloca xd

    OdpowiedzUsuń