poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 3- Wiedziałam, że szczęście nie jest po mojej stronie...



Leniwie otworzyłam oczy, sięgnęłam po telefon, który leżał na podłodze obok łózka. Spojrzałam na godzinę. Była 11:07. Przeżyłam szok, ponieważ jestem rannym ptaszkiem- jak to mówi moja babcia. Szybko wstałam, wyciągnęłam z walizki ciuchy i jak najszybciej włożyłam je na siebie. Poszłam do łazienki z myślą, że muszę dzisiaj rozpakować walizkę pełną ubrań i kosmetyków. Umyłam zęby i twarz. Chwyciłam za szczotkę i zaczęłam rozczesywać swoje skudlone włosy.
Po odświeżeniu się zeszłam na dół po krętych schodach. Zaglądałam do pokoi, lecz nikogo tam nie zastałam. Poszłam do kuchni, wyjęłam wszystkie składniki i zaczęłam smażyć naleśniki. Kątem oka spostrzegłam białą karteczkę położoną na blacie kuchennym. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać na głos.

Dzień dobry, Smiley. Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Poszłam do przyjaciół. Takie małe spotkanie. Później wejdę jeszcze do sklepu na małe zakupy i wracam do domu. Kocham Cię.

Całusy. Babcia.



Uśmiechnęłam się pod nosem po czym zgniotłam karteczkę i wrzuciłam do kosza na śmieci, znajdującego się pod zlewem w szafeczce. Zabrałam się za jedzenie naleśników z dżemem.
Nagle rozległo się głośne pukanie. Ruszyłam w kierunku drzwi, wycierając ręką usta. W drzwiach stał Christopher. Podszedł do mnie i przytulił mnie tak mocno, jakby nie widział mnie parę lat.
-Chris, zaraz zwymiotuję.-pisnęłam. Christopher zaczął się śmiać i puścił mnie.-Dziękuję.-wydyszałam odsuwając się troszkę.
-Proszę.-znów posłał mi ten swój zabójczy uśmiech.- Wpuścisz mnie do środka, czy sobie tutaj postoimy?-spytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Chodź.-wskazałam ręką wnętrze domu i odsunęłam się, aby ułatwić mu wejście do środka.(Ułatwić, bo jakbym się nie odsunęła to pewnie zrobiłby to za mnie)
Christopher usiadł na kanapie a ja poszłam po talerz z letnimi już naleśnikami. Dosiadłam się do niego a on rzucił się na cudeńka (naleśniki). Ja zachichotałam i włączyłam telewizor. Puściłam Ekipę z New Jersey na MTV i zamiast oglądać to przyglądałam się Chrisowi, który pożerał naleśniory.
-A tak właściwie to po co przyszedłeś?- zapytałam głodomorka.-Zjeść moje śniadanko?-spytałam rozbawiona.
-Zaprosić cię na impre i sorka nie zdążyłem w domu nic zjeść.- powiedział z pełnymi ustami. Przy okazji mnie opluł. Zaczęłam się drzeć jak opętana, nie znoszę takiego braku kultury.
-Nie Uczyli Cię W Domu, Że Nie Mówi Się Z Pełnymi Ustami?!!- On przełknął i znów zabójczo się do mnie uśmiechnął. Od razu przestałam się złościć. Kurcze ten jego uśmiech to taka tajna broń. No nic. Wytarłam ręką policzek(tam mnie opluł -,-)i kontynuowałam:
-O której?- spytałam.-Nie mów, poczekam aż przełkniesz, bo znowu mnie oplujesz.- dodałam szybko, widząc, że bierze kolejnego gryza(jeśli wepchnięciem do buzi całego naleśnika można nazwać gryzem to to był gryz ^^)
-O wpół do ósmej.-powiedział z pustą(chwilowo -,-) buzią.-To co wpadniesz?-spytał robiąc maślane oczka.-Proszęproszęproszęproszę.- mówił tak szybko, że zlało się to w jedno słowo.-A tak w ogóle to, to jest w domu mojego kolegi.-powiedział.-Prześlę ci adres esem.
-Może wpadnę.-odparłam obojętnie, nie miałam ochoty na imprezy, dopiero co się tu wprowadziłam, poza tym po alkoholu nieźle świruję, a i najważniejsza rzecz: Nie Miałam Się W Co Ubrać!
-No błagam! Poznasz mnóstwo fajnych ludzi, potańczysz, pośpiewasz, wyluzujesz się trochę.- wymieniał między kęsami.
-Może wpadnę.- powtórzyłam ostrzejszym tonem, nie lubię jak ktoś mnie namawia na co w cale nie mam ochoty.
-Okej, okej tylko mnie nie pobij.- wystawił mi język, wziął już pusty talerz i oznajmił, że chce mnie widzieć o wpół do ósmej na imprezie. Ja rzuciłam w niego poduszką, oczywiście gdy już odstawił talerz. I o to tak zaczęła się wojna(xd). Po dziesięciu minutach bitwy przyszedł czas na łaskotki. Oczywiście przegrałam, Chris siedział na mnie i 'gilgał' mnie. Ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Błagałam go, żeby przestał, ale nie reagował. Dopiero ustąpił jak zaczęłam mu wmawiać, że to mnie boli. Oczywiście żartowałam. Gdy ze mnie zszedł i dał spokój powiedział, że już na serio musi iść. Ogarnęłam salon i zrobiłam sobie kanapkę z szynką, bo moje naleśniczki ktoś zjadł, szybko ją zjadłam i poszłam do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem. Wskazywał godzinę 12:12. Ooo ktoś mnie kocha. Zachichotałam pod nosem i zabrałam się za rozpakowywanie walizek.
Miałam do dyspozycji całą szafę. Starałam się nie rozwalić poskładanych rzeczy, które wyjmowałam z torby, przy okazji przeglądałam ciuchy. Tak jak myślałam, nie miałam się w co ubrać.
Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, na dole. Szybko zbiegłam na dół. Ujrzałam moją babcię obładowaną zakupami.
-Cześć, babuniu.-ucałowałam ją w policzek.- Miałaś iść na małe zakupy.- wzięłam większą część reklamówek od babci i zachichotałam.
-Raz trzeba było zrobić porządne zakupy, kochanie.- powiedziała, gdy szłyśmy do kuchni odłożyć siatki. Położyłam zakupy i oznajmiłam, że idę do końca rozpakować walizkę.
Wrzucałam poskładane wcześniej ciuchy do szafy, gdy nagle między swetrami(w walizce) znalazłam zdjęcie, które zrobiłam sobie z moją najlepszą koleżanką, może byłaby moją przyjaciółką, ale znałyśmy się niecałe trzy miesiące i do końca się nie poznałyśmy. Olivia przeprowadziła się z Londynu do Polski i niedługo miała znów wracać do swojego miasta. Co za dziwny zbieg zdarzeń, ona przyjechała z Londynu do Polski a ja wyjechałam z Polski do Londynu. Szczęście nigdy nie było po mojej stronie. Postanowiłam do niej zadzwonić. Miałam nadzieję, że nie zmieniła numeru. Wybrałam numer i usłyszałam pierwszy sygnał..trzeci, czwarty.. .
O:Halo? Smiley?!-tak za nią tęskniłam...nie mogłam z siebie wydobyć słowa.
S:Hej-zdołałam wykrztusić. Myliłam się, to była, a może raczej jest moja przyjaciółka. Na koleżankę, nawet najlepszą tak bym nie zareagowała.
O:Halo, jesteś tam? Smiley??!
S:Tak jestem, przepraszam. Stęskniłam się za tobą!-zaczęłam szlochać, w słuchawce usłyszałam płacz.
S:Nie płacz, Liv.
O:Ja też za tobą tęskni Smil..- opanowała się na tyle, żę zrozumiałam co do mnie powiedziała.
O:Co u ciebie?-spytała pociągając nosem.
S:Jestem już w Londynie, zamieszkałam z babcią Mary i coś mi się zdaje, że będzie tu wpadał taki jeden śliczny głodomor.
O:Uuuu no to nieźle, kochanie.- wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się do słuchawki.
S:Czemu nie dzwoniłaś? Znudziłam Ci się już?- spytałam śmiejąc się pogodnie.
O:Nie, pomyślałam, że chcesz na razie odpocząć i jak będziesz chciała to zadzwonisz. Przecież wiesz, że cię kocham, nie znudziłabyś mi się.
S:No ja myślę.- Cmoknęłam do telefonu i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
O:Muszę kończyć, szykuję się na.....-Nie zdążyła powiedzieć, telefon mi padł. Zaklęłam pod nosem i zaczęłam poszukiwania ładowarki.Nigdzie nie mogłam znaleźć,walizka, wszystkie szafki. No trudno, to się nazywa złośliwość rzeczy martwych.
Liv poprawiła mi humor, zdecydowałam się iść na imprezę, ale najpierw wpadnę do jakiejś galerii handlowej po kieckę.
Wyciągnęłam z kieszonki w walizce pieniądze i zbiegłam na dół. Będę musiała wstąpić jeszcze do kantoru wymienić pieniądze.
-Babciu mogę iść na imprezę do Chrisa i jego przyjaciół, prawda?-spytałam robiąc oczy kota ze Shreka
-Tak, córciu.-po tych słowach zrobiło mi się ciepło na sercu-córciu. Jedno głupie słowo a tak cieszy.
-Dziękuję.- ucałowałam ją w zmarszczone czoło.-To ja lecę do sklepu po jakąś sukienkę, bo kompletnie nic nie mam.-powiedziałam szykując się do wyjścia i wkładając trampki. Już miałam wychodzić, lecz babcia mnie zatrzymała.
-Kochanie, czekaj dam ci pieniążki.- powiedziała wyciągając z portfela banknot.
-Babciu mam swoje, nie trzeba.- Bardzo nie lubiłam brać od kogoś pieniędzy czy prezentów. Zawsze odmawiałam, chyba, że było koniecznością przyjęcia podarunku.
-Trzeba, trzeba. No idź już!-powiedziała i posłała mi ciepły uśmiech. Wyjęła portfel z mojej torebki i włożyła do niego pieniądze.
-Kocham cię, babciu.-posłałam jej całusa i wyszłam.
Szłam londyńskimi uliczkami, w uszach miałam słuchawki a na oczach okulary przeciwsłoneczne. Mijałam jakieś targowisko. Na jednym ze straganów kupiłam mapę Londynu, nie miałam zamiaru błąkać się w poszukiwaniu centrum handlowego. Szłam zapatrzona w mapę, gdy wpadłam na kogoś. Uderzyłam głową o asfalt. Przed oczami miałam ciemność..




-Nic ci ni jest?- spytał oschle jakiś mężczyzna, a raczej chłopak z farbowanymi, blond włosami. Wyglądał jak jakiś pajac.
-Nie, chyba nie.- odpowiedziałam trochę zmieszana. Podał mi rękę, uchwyciłam ją i podciągnęłam się. Od razu zawyłam z bólu i chwyciłam się za głowę. Spojrzałam na rękę chciałam zobaczyć czy jest na niej krew. Na szczęście nie ujrzałam szkarłatu na swojej dłoni.
-Jak będziesz chciała iść do szpitala, to... masz mapkę.- wskazał na mapę, leżącą na chodniku, zaśmiał się i odszedł.
-Co za palant.-mruknęłam pod nosem i otrzepałam spodenki.
-Mówiłaś coś?- odwrócił się i spytał ze zmrużonymi oczami.
-Nie,nic...oprócz tego, że jesteś farbowanym palantem, który myśli, że jest fajny, bo ma krzywe zęby.- odpowiedziałam.-To pa.- grzecznie się pożegnałam, uśmiechnęłam się sztucznie i wyminęłam go. Podniosłam mapkę i ruszyłam w kierunku nieznanego mi centrum handlowego. Spojrzałam przez ramię na chłopaka, stał tam, chyba nie dowierzając, że ktoś mógłby powiedzieć mu coś takiego. Nagle otrząsł się i podbiegł w kierunku mojej osoby.
-Mogłaś na mnie nie wpadać.- dorzucił zaciskając zęby.
-Mogłeś nie stać na środku chodnika.-powiedziałam nie tracąc spokoju.- A teraz do widzenia, mam ciekawsze sprawy na głowie, niż użeranie się z jakimś chamskim typem.- Jeszcze raz zmierzył mnie wzrokiem, po czym udał się w nieznanym mi bliżej kierunku. Głowa jeszcze troszkę mnie bolała, więc szłam wolno, jak najdalej od głośnych przechodniów.

Przede mną wyrosło wielkie centrum handlowe, do którego chciałam się dostać. Tylko weszłam do środka i już znalazłam się w przymierzalni. Po męczącej godzinie zdecydowałam się na sukienkę przed kolano w kolorowe kwiatki i czarne buty na koturnie.
Wyszłam szybko ze sklepu i powędrowałam do wyjścia.
Po niecałych piętnastu minutach stałam przed drzwiami mojego domu. Weszłam do środka, babci nie było. Znów zostawiła mi karteczkę na blacie.
Kochanie wyjechałam na pare dni do siostry. Przeziębiła się, gorączkuje, zaopiekuję się nią, dopóki nie wyzdrowieje.

Całusy. Babcia.



Odłożyłam karteczkę na blat i poszłam do mojego pokoju przyszykować się na imprezę. Zaczęłam od odświeżenia się. Wzięłam prysznic, umyłam głowę i zęby. Zmyłam makijaż, który miałam na sobie, gdy szłam po kieckę. Włosy zawinęłam w turban.
Odpaliłam laptopa i zaczęłam szukać jakiegoś ładne, delikatnego makijażu. Spodobał mi się jeden: 'kocie kreski' na powiece i błyszczyk na ustach.
Wzięłam się za suszenie włosów, gdy były już suche zrobiłam sobie lekkie fale. Później zrobiłam makijaż, który wcześniej chciałam. Włożyłam moją śliczną sukieneczkę i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek 17:12. Miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam zejść na dół i pooglądać telewizję. Bardzo ciekawe zajęcie..na prawdę polecam -,-
Włączyłam jakiś film na dvd i po pewnym czasie usnęłam. Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko zerwałam się i pobiegłam otworzyć drzwi. Oczywiście stał tam Chris. Wyglądał fajnie, ale nie będę opisywać, bo na prawdę nie znam się na męskich ciuchach.
Pobiegłam do mojego pokoju.
-Zaraz wracam!- krzyknęłam, gdy byłam w swoim pokoju i poprawiałam makijaż. Założyłam buty i przejrzałam się w lustrze. Powiedzmy, że wyglądałam nieźle, oprócz odgniecenia od poduszki na policzku, na szczęście to zaraz zniknie.
Zeszłam na dół.
-Wow. Ślicznie wyglądasz.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Ty też nieźle.- uśmiechnęłam się do niego najlepiej jak umiałam. Chwyciłam za torebkę, wyjęłam z niej klucze i wyszłam, gdy zamknęłam drzwi włożyłam klucze do torebki i wsiadłam do auta. Chris włączył radio i zaczęliśmy śpiewać. Dojechaliśmy w niecałe dziesięć minut.
Stanęłam przed wielkim domem z basenem. Po prostu jedno wielki WOW. Stałam tam gapiąc się na budynek, gdy nagle Chris pociągnął mnie lekko za dłoń w kierunku drzwi. Usłyszałam dosyć głośną, dyskotekową muzykę. Chris bez pukania otworzył drzwi, z resztą i tak nikt by nie słyszał pukania.
Zaczęłam się przepychać przez pokój pełen tańczących(spoconych) ludzi. Znalazłam się w kuchni. Postanowiłam nalać sobie soku, który leżał na blacie. Obok soku stały dwie czyste szklanki, wzięłam jedną z nich i nalałam sobie napoju. Wzięłam łyk i nagle ktoś wpadł do kuchni. Był to ten debil, na którego wpadłam, gdy szłam do centrum.
-Co ty tu robisz?!- wykrzyknął, chcąc przebić muzykę.
-Przyszłam z kolegą, ale zobaczyłam cię i już mam ochotę wyjść.- przewróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie jego kpiący ton głosu.
-To wyjdź, raczej nikt nie będzie tęsknił.- powiedział farbowany.
-Albo nie...zostanę i będziesz musiał mnie znosić cały wieczór.- powiedziałam sztucznie się śmiejąc.-W ogóle to koleś, który to zorganizował, był trzeźwy jak cię zapraszał?- spytałam robiąc niewinne oczka.
-To ja robię tą imprezę.- wysyczał.- I w każdej chwili mogę cię wyrzucić.
-Proszę bardzo, wychodzę.- powiedziałam i wyszłam z kuchni. Chciałam już wyjść z domu,ale.. Nagle ktoś złapał mnie za rękę-Chris.
-Idziesz?-spytał ze zdziwioną miną.-Przecież dopiero przyszłaś. Nie, nie, nie, nigdzie nie pójdziesz.-I zabrał mnie na 'scenę'.
Przetańczyliśmy trzecią piosenkę. Chris spytał czy chcę poznać jego przyjaciela. Ja pokiwałam głową na tak. Usiedliśmy na kanapie, która stała w rogu pokoju. Chris podał mi drinka. Wyjął z kieszeni spodni telefon i napisał sms-a do kolegi.
Na moje nieszczęście koło nas stanął farbowany. Ja mam dzisiaj mega pecha.-pomyślałam.
-Co chcesz palancie?- spytałam popijając procenty.
-Na pewno nic od ciebie żmijo.- Powiedział i wepchnął się pomiędzy mnie a Christophera.
-Zaraz, zaraz to wy się znacie?- jeszcze bardziej się zdziwił.
-Niestety tak.- powiedziałam.
-No nieważne. Co chciałeś stary, napisałeś mi eske, że ma przyjść. Miałeś mi przedstawić jakąś laskę.- Pociągnęłam następny łyk i od razu tego pożałowałam. Zaczęłam się krztusić.
-Ej mała lepiej nie pij, nie służy ci to.-powiedział.-Jeszcze się nam udusisz. A tego nie chcemy..albo.
-TO ON JEST TYM TWOIM CHOLERNYM PRZYJACIELEM?!!-wydarłam się tak, że słyszeli mnie chyba wszyscy.
-TO JĄ CHCIAŁEŚ MI PRZEDSTAWIĆ?!!- jego też słyszeli wszyscy obecni.
-Tak. Smiley-Niall. Niall-Smiley.
-Pff..Smiley bardziej oryginalnej ksywy nie miałaś?-prychnął pod nosem. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
'Smiley' tak mówiła na mnie mama, bo zawsze, uśmiechałam się na jej widok. Miałam ochotę się poryczeć na wspomnienie o mamie. Nie! Musiałam być silna i nie płakać, przez jakiegoś palanta.
-A ty?! Farbowany blondyn, który ma wszystko w dupie i udaje idiotę,... albo nie udaje.
Po tych słowach wybiegłam z domu i poszłam do parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam myśleć..o wszystkim. Ktoś dotknął moich ramion, myślałam, że to Chris, ale ten ktoś pachniał inaczej, po prostu śmierdział. Nagle odchylił mnie do tyłu i ....



_______________________________________________________________
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM! Miałam dodać rozdział ponad tydzień temu :C
Ale za to jest troszkę dłuższy ;*
Niestety jeśli nie będzie przynajmniej 6 KOMENTARZY to usuwam bloga :( Więc jeśli chcecie, aby blog nadal istniał KOMENTUJCIE!. ;D


piątek, 11 maja 2012

Rozdział 2- Co ty sobie wyobrażasz?! Nawet mnie nie znasz!

Dedykuję ten rozdział:
* @basikk. Dziękuję, za komentarze, które bardzo motywują mnie do dalszego pisania,że wgl czytasz te wypociny ;*
Polecam jej opowiadania są jednymi z najlepszych :D

-----------------------------------------


Nagle koło mnie utworzył się cień przypominający sylwetkę....

Spojrzałam w kierunku postaci, wyciągnął rękę, aby pomóc mi wstać, ja bez namysłu chwyciłam dłoń, chłopak delikatnie pociągnął mnie w górę. Po chwili już stałam na nogach. Przyglądałam się mu. Boże, jaki on był śliczny! Miał proste, białe zęby, które wyszczerzył do mnie w uśmiechu. Jego niebieskie paczałki mi się przyglądały. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Poprawił swoje gęste, brązowe włoski, częściowo przykryte czapką. Znów wyciągnął do mnie dłoń, lecz teraz w celu zapoznania się.
-Cześć, jestem Christopher.- uścisnął moją dłoń i uśmiechnął się oszołamiająco. Mówił po angielsku, lecz z jakimś dziwnym akcentem.
-Cześć. Ja jestem Sylvia, ale mów mi Smiley.-też powiedziałam po angielsku.- Nie jesteś przypadkiem z Polski?- dodałam, przypominając sobie, że babcia uczy Polaków.
-Tak.- Odpowiedział już w moim ojczystym języku i uśmiechnął się.
-Czyli rozumiesz wszystko po polsku?- spytałam jak idiotka. No przecież to oczywiste. Grrr, zawsze jak ktoś mi się spodoba to muszę się przed nim zbłaźnić.-Bo nie jestem za dobra z anglika.- dopowiedziałam pod nosem i zrobiłam dziwną minę. On najwyraźniej to usłyszał i zaniósł się śmiechem.
-Tak, wszystko rozumiem.-znów zaszczycił mnie swym uśmiechem.
-Chris, może wrócimy do lekcji?Zostało jeszcze piętnaście minut.-przerwała nam babcia.-A ty kochanie idź i zabandażuj rękę.-wskazała na mnie palcem.- Apteczka jest w łazience, w szafce pod lustrem. Jak będziecie chcieli, to pogadacie po zajęciach.
-Dobrze babciu.-powiedziałam, oddalając się.
-Może dałabyś mi swój numer telefonu?- spytał pewny siebie i podał mi swój telefon do ręki. Spojrzałam na tapetę, był tam Chris ze śliczną, rudowłosą dziewczyną. Przytulali się.
-Innym razem.- powiedziałam i oddałam mu telefon. Był zdziwiony. Poszłam w stronę łazienki. Takie osobniki jak on działają mi na nerwy. Pierw czaruje mnie swoimi oczami i uśmiechem, prosi o numer telefonu, a potem dowiaduję się, że ma dziewczynę.
Weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami, myślałam o przed chwilą poznanym Chrisie on był taaaki śliczny, przeklęłam się w duchu, za to, że zachowuję się jak te puste laski, przecież on ma dziewczynę! Nacisnęłam klamkę i zasyczałam z bólu. Zapomniałam, że przed chwilą skaleczyłam się rozbitym szkłem. Chwyciłam się za skaleczone miejsce, jakby miało to pomóc. Weszłam do łazienki, podeszłam szybko do szafki, wyjęłam wodę utlenioną i plaster. Załatwiłam jeszcze potrzeby fizjologiczne i udałam się do pokoju.
Weszłam do mojego nowego pokoiku, uważając na dłoń. Zobaczyłam Christophera leżącego na moim łóżku, kuźwa on mi już na prawdę działa na nerwy, nieproszony wlazł do mojego pokoju i jeszcze jakby nigdy nic leży na moim łóżku, głupkowato się do mnie szczerząc.
-Co chcesz?-zapytałam kładąc plaster i wodę utlenioną na biurko. Siadłam na krześle obrotowym i zaczęłam się bawić w doktorka (xd).
-Nic. Chociaż..chciałem się spytać czemu nie chciałaś mi dać swojego numeru telefonu, więc czemu?-przyglądał się moim poczynaniom.
-Miałam swoje powody.- odpowiedziałam oschle.
-A powiesz mi w końcu jakie?!- już nie leżał tylko stał nade mną i patrzył mi w oczy.- Od razu mi się spodobałaś.- przysunął się jeszcze bliżej mnie, tak, że czułam jego oddech na swoich ustach. Nagle jego wargi dotknęły moich, ja momentalnie się odsunęłam, zacisnęłam ręce i uderzyłam go z całej siły w policzek. Znów zawyłam z bólu, uderzyłam go zranioną rękę(co prawda miała plaster, no ale to nic nie daje).
-Idioto co ty sobie wyobrażasz?! Nawet mnie nie znasz, a już chcesz mnie całować?! Poznałeś mnie chyba dwadzieścia minut temu. A do tego masz dziewczynę, ciekawe czy ta rudowłosa piękność ucieszyłaby się, gdyby się dowiedziała, że próbowałeś pocałować inną!!!- nie wytrzymałam i wybuchłam. On już odsunął się ode mnie, ale na niewielką odległość. Widać, że chyba nawet nie poczuł mojego prawego sierpowego( za to ja poczułam xd).
-O czym ty mówisz?- spytał.- Jaka rudowłosa piękność?- widać, że był zdezorientowany.
-Zbliżyłam się do niego, wyjęłam mu z kieszeni spodni telefon i pokazałam tapetę.- Ta do kurwy nędzy!- powiedziałam wskazując palcem na wyświetlacz komórki. Już nawet nie pamiętasz kogo umieszczasz na tapecie?!- On zaśmiał się i uśmiechnął łobuzersko. Ohh ten jego śliczny uśmiech...PRZESTAŃ! rozkazałam sobie.
-To moja siostra, która została w Irlandii. Tęsknię za nią, to chyba nic dziwnego, że ustawiłem ją sobie na tapecie?- O cholera no to się zbłaźniłam.- To dlatego nie chciałaś mi dać numeru?-spytał wybuchając śmiechem.- zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
-Tak. A ty jakbyś zobaczył u jakiejś dziewczyny, która ci się podoba, chłopaka na tapecie, to jakbyś zareagował?!
-Nie wiem. Czekaj, czekaj, cytuję: (...)która ci się podoba(..)? Czyli ci się podobam. Fajnie.- powiedział i dziwnie poruszał brwiami. Ja nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.-Dasz mi w końcu ten numer?-spytał teatralnie wzdychając, na co ja jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. Szybko podyktowałam mu numer a on zaczął śpiewać:

Hey, I just met you, and this is crazy,
but here's my number, so call me, maybe?
It's hard to look right, at you baby,
but here's my number, so call me, maybe?

Hey, I just met you, and this is crazy,
but here's my number, so call me, maybe?
And all the other boys,try to chase me,
but here's my number, so call me, maybe?*

Ja zaraz się do niego dołączyłam, bo była to(tymczasowo) moja ulubiona piosenka. Po chwili wygłupiania się powiedział, że musi iść do domu. Ja poleciałam do łazienki umyłam się zmyłam makijaż(dokładniej to podkład i tusz do rzęs xd)i poszłam spać...


______________________________________________________________________










*Hej, dopiero co Cię poznałam i to jest szalone!
Ale tu jest mój numer, więc może zadzwonisz?
Ciężko jest mi patrzeć wprost na ciebie, kochanie
Ale tu jest mój numer, więc może zadzwonisz?

Hej, dopiero co Cię poznałam i to jest szalone!
Ale tu jest mój numer, więc może zadzwonisz?
Wszyscy inni chłopcy próbują mnie poderwać
Ale tu jest mój numer, więc może zadzwonisz?
-Carly Rae Jensen.

Hej, przepraszam, bo miałam dodać wcześniej + miał być dłuższy, ale mam bardzo dużo nauki i troszkę nie wyrabiam. Rozdziały będę dodawać tak co 5-6 dni, może co tydzień.
Liczę na szczere komentarze! <3



A i oczywiście Christopher jest już dodany do 'bohaterów'. Komentujcie, chcę wiedzieć co sądzicie! :)

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 1- Czy te nieszczęścia musiały spotkać mnie?!

I już po rozprawie, mojemu ojcu odebrano prawa rodzicielskie i przyznano je mojej babci. Ojciec się wściekł, po pierwsze, nie będzie mógł mnie już wykorzystywać, po drugie nie znosił mojej babci. Nie wiem czemu tak jej nienawidził przecież tak bardzo przypominała mamę- z charakteru, jak i z wyglądu. Obydwie miały kiedyś rude włosy do ramion, niebieskie oczy i wąskie usta.
-Oh, w końcu doleciałyśmy.- powiedziała moja babunia, gdy wysiadałyśmy z samolotu. Babcia Mary mieszkała w Polsce, lecz wyprowadziła się z nienawiści do mojego ojca. Tak, ona też za nim nie przepadała. Teraz mieszka w Londynie, ja zamieszkam z babcią, ponieważ w Polsce jest za dużo rzeczy przypominających mi o ojcu a nie mam ochoty nawet o nim myśleć (przynajmniej chwilowo- bo przecież to mój tata, którego kiedyś tak bardzo kochałam).
Babcia potknęła się o swoją walizkę, ja przytrzymałam ją i zaśmiałam się w duchu, poszłyśmy na postój dla taxówek. Czekała mnie jeszcze półgodzinna podróż małą,lecz wygodną taksówką i będziemy na miejscu.

Dam radę.- powtarzałam sobie w duchu. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, weszłam do mieszkania babci, po chwili wypuściłam powietrze z ust i przyglądałam się pomieszczeniu. Na ścianach, kolory wrzosu, wisiały obrazy namalowane przez moją mamę. - Malowanie-była to jej pasja- i zdjęcia: dziadka, babci, mamy i moje. Pod ścianą stała szeroka, skórzana kanapa. Naprzeciw wisiał telewizor. Obok były okna z opuszczonymi żaluzjami. Na parapetach stały storczyki w doniczkach tego samego koloru co ściany. Na podłodze leży biało-kremowy dywan z frędzlami. Jest tu tyle rzeczy przypominających mi o mamie, która zmarła, gdy miałam szesnaście lat. Bardzo mi jej brakowało. Była opiekuńcza, pomocna, zawsze uśmiechnięta. Była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Pogrążona w swych myślach poszłam wolnym krokiem po kręconych schodach prowadzących na piętro. Na pierwszym piętrze(ostatnim)znajdowała się mała ubikacja i dwa pokoiki, jeden był pusty a jeden teraz zajmowałam ja.
Po chwili znalazłam się w małym, przytulnym pokoiku. Klapnęłam na starannie zaścielone łóżko, rozglądając się jakbym chciała zapamiętać, każdy nawet najdrobniejszy szczegół.
Na panelach leżał fioletowy, puchaty dywanik. Ściany były koloru kawy z mlekiem i miały jasne wstawki. Po prawej stronie od łóżka znajdywało się niewielkie biurko, na którym stała lampka do pracy i laptop. Dalej okna z fioletowymi zasłonami i w końcu na ścianie koło łóżka- tablica korkowa, na której wisiały zdjęcia moje i mamy. Zachciało mi się płakać, może z tęsknoty za najlepszą przyjaciółką i jednocześnie mamą, albo ze szczęścia- nie muszę mieszkać już z ojcem, który po stracie miłości swojego życia, chciał, żebym ją zastąpiła, gotowałam, sprzątałam a on...gwałcił mnie.
Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Szybko starłam je rękawem bluzy, bo do pokoju weszła babcia z naleśnikami na talerzu.
-Masz słoneczko, wiem, że one zawsze poprawiają ci humor.- powiedziała. Położyła naleśniki na biurku i przyglądała się zdjęciom na tablicy.- Powiesiłam je tu. Są to moje ulubione zdjęcia.- wskazała chudym palcem na zdjęcia.- Byłoby ci łatwiej ale nie chcę, żebyś zapomniała o mamie.- powiedziała z troską. Babcia, (zaraz po mamie) była mi najbliższa.
-Ja też nie chcę.- powiedziałam. Babcia przytuliła mnie i dała całusa w policzek.-Kocham cię, babuniu.
-Ja ciebie też, Smiley. A, kochanie pamiętasz jak ci mówiłam, że udzielam korepetycji z angielskiego polakom?-spytała a ja pokiwałam energicznie głową.-No to właśnie mam gościa, Smiley. Jest to miły młodzieniec w twoim wieku, jakbyś miała ochotę go poznać to zejdź proszę na dół.-powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie. Wyszła..Zostałam ja i moje myśli. A musicie wiedzieć, że czasem moje myśli są niebezpieczne. Gdy zmarła najbliższa mi osoba i ojciec zaczął mnie gwałcić, chciałam-a nawet próbowałam- się zabić...
Chwyciłam za talerz z naleśnikami, nie miałam ochoty już na rozmyślania, nie miałam ochoty już na kolejne łzy.
Ooo z nutellą, wyszczerzyłam się jak głupia i zaczęłam jeść. Byłam głodna, przez całą podróż zjadłam tylko batonika czekoladowego. Nie wiem jak mogłam wytrzymać cały dzień bez jedzenia. Spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem. Wskazówki pokazywały godzinę 18:30. Czyli jednak przesadziłam, że cały dzień. Dokładnie 5 godzin. Zachichotałam pod nosem i poszłam odnieść talerz do kuchni. I kurcze zapomniałam, że babcia ma teraz korepetycje.
Ohh, nie chciałam jej przeszkadzać, więc zaczęłam wycofywać się do swojego pokoju, niestety los chciał inaczej. Zahaczyłam nogą o dywan i wywróciłam się tłukąc przy tym talerz. Ręka zaczęła bardzo piec, spojrzałam na nią i zobaczyłam krew. Zrobiło mi się niedobrze, zawsze na widok krwi mdlałam lub wymiotowałam. Na szczęście, cudem powstrzymałam się od tych 'nieprzyjemności' i podniosłam się. Siadłam po turecku przyglądając się skaleczonej ręce. Babcia spojrzała w moim kierunku i wywróciła oczami. Nagle koło mnie utworzył się cień przypominający sylwetkę....



__________________________________________________
Jest pierwszy rozdział! Wiem, że krótki, ale następne będą dłuższe i ciekawsze. Teraz chciałam dać opis mieszkania itp.
No i mamy nową postań jak myślicie, czy to któreś ciasteczko z 1D?? :P
Dowiecie się w następnym rozdziale :D
Uprzedzam, że przynajmniej do trzeciego rozdziału praktycznie nic nie będzie się działo, bo nasza Smiley musi oswoić się z otoczeniem itd.
Dziękuję za 4 obserwatorów(!!!). To niesamowite, bo ten blog istnieje niecałe dwa dni! :D
Mam nadzieję, że obserwatorów jeszcze dojdzie. I mam do was prośbę..moglibyście polecić tego bloga swoim znalomym? Jeśli tak to piszcie w komentarzach a ja polecę wasz blog na : kamcikk.blogspot.com i smileyjensenxx.blogspot.com ;*

poniedziałek, 7 maja 2012

Bohaterowie.

*Sylvia 'Smiley' Jensen.(12.07.1993r.)- Jedynaczka. Niegdyś pełna życia, teraz zamknięta w sobie, zraniona. Jej mama-Sara- zmarła dzień po szesnastych urodzinach córki. Smiley żyje bez matki już 2 lata. Jest jej bardzo ciężko- nie pomaga jej ojciec, który ją molestował.





       



*Niall Horan. (12. 11. 1992).- Przyjaciel blondynki. Kocha śpiewać i grać na gitarze. Próbuje swoich sił w programie rozrywkowym- X Factor. Pomocny, zawsze uśmiechnięty.





*Mary Jensen. (23.10.1947)- Babcia Smiley. Wychowuje ją, odkąd jej ojcu zabrano prawa rodzicielskie. Mąż Mary zmarł ze starości pięć lat temu. Babcia Sylvii bardzo tęskni za mężem.





*Christopher Bennet. (18.09.1992)- Polak, z zagranicznym nazwiskiem- ojciec Christophera jest Irlandczykiem. Miał beztroskie dzieciństwo, mnóstwo dziewczyn i kolegów, jednego, prawdziwego przyjaciela-Nialla. Poznał go w Irlandii 7 lat temu( od tej pory się przyjaźnią).








*Olivia Lopez. (11.10.1993)- Brytyjka- w połowie hiszpanka. Często się przeprowadza. Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki do póki nie poznała Smiley.






Dlaczego chcę pisać kolejnego bloga?

To wszystko przez moją mamę i jej niegdyś ulubiony zespół ŁZY. Słyszeliście kiedyś o piosence 'Opowiem Wam Jej Historię'? Jeśli nie to radzę posłuchać, bo to ta piosenka będzie główną przewodnią bloga. To ta piosenka mnie natchnęła do założenia kolejnego bloga. Mam nadzieję, że blog będzie się Wam podobał. Jutro postaram się dodać bohaterów :D Zachęcam do bycia obserwatorem. Proszę zostawić komentarz! :)